Dwa słowa o piórze Sheaffer Taranis "Gun metal".
Wychodzę z założenia, że informacje o długości, ciężarze i tym podobnych właściwościach można odszukać na stronach zajmujących się sprzedażą lub profesjonalnymi recenzjami, a zatem korzystając z gościnności, pozwolę się podzielić moimi odczuciami. Nie jest to recenzja zatem, a luźna opowiastka o piórze.
Pióro zostało nabyte przypadkiem w salonie, w związku z czym jego cena różniła się od tych, które funkcjonują w sklepach internetowych, ale nie było czasu na refleksję ani dyskusję z bardziej racjonalną częścią "Ego", gdyż decyzja już zapadła: pióro MUSIAŁO być moje i to już TERAZ. Argumenty nie do obalenia, więc doszło do natychmiastowego zakupu.
Niezwykle uprzejmy Pan Sprzedawca wdał się w rozmowę, jakże to bezsensowne jest porównanie tegoż pióra do "japończyków", chociaż nie ukrywam, że taka była moja pierwsza myśl. Może znawcy skrytykują, ale miałem wrażenie podobieństwa stalówki Sheaffera do Pilota Capless. Podobieństwo powierzchowne oczywiście, ale nijak mi się to nie kojarzyło z np. Parkerem Duofoldem, z Polotem Capless znacznie bardziej.
Pióro urzekło mnie ascetycznym wyglądem i niezwykle miłą fakturą powierzchni. Poza tym to był dopiero mój drugi Sheaffer i jakoś tak zapałałem chęcią zróżnicowania kolekcji. Widziane pod lekkim skosem kojarzyło mi się ze statkiem kosmicznym, a już niewątpliwie odbiegało od klasycznych form Duofoldów, Sonnetów, w których się lubowałem i dotychczas wciąż podkochuję.
Sekcja zmiksowana: plastikowa, upstrzona metalową "wkładką" z logo firmy, trochę jak na mój gust zbyt rzucającym się w oczy. Akurat tak szczęśliwie trzymam pióro, że metalowy element sekcji nie przeszkadza w wygodnym pisaniu. A to było zupełne inne dla mnie, przyzwyczajonego do szerokiej parkerowskiej "F". Kreska cienka, ale bez żadnego drapania, atrament podawany jest płynnie. Jak ktoś ma taką fantazję, to może sobie popisać odwróconą stalówką, wtedy linia jest jeszcze cieńsza. Pisanie idzie gładko, a atrament nie zasycha. Pióro startuje bez grymaszenia nawet po kilku tygodniach odpoczynku, czego nie mogę powiedzieć o najnowszych Parkerach I.M. i Urbanie, strzelających focha już na drugi dzień (reklamacja nic nie dała, rzekomo wymienione na nowe pióra działają tak samo beznadziejnie). Stalówka maciupeńka, oczywiście stalowa i bardzo twarda. Próba lekkiego nacisku przy pisaniu daje efekt mniej niż mizerny, zresztą po co naciskać pióro, jak nie jest do tego stworzone?
Pióro wygodnie leży w dłoni, bezproblemowo pisze i ciekawie wygląda. Stosunek jakości do ceny? Przyzwoity. Oczywiście w jakimś zapomnianym sklepie można za podobną cenę nabyć Watermana Charleston, radującego złotą stalówką i urzekającego ponadczasową klasyką, ale jak ktoś chce Watermana, to nie kupi Sheaffera, albo najczęściej kupi jedno i drugie pióro, żeby uniknąć niepotrzebnych rozterek

Co ważne dla niektórych, skuwka założona na korpus wcale nie przeszkadza, nie przeważa i nie drażni dłoni. Jest praktycznie niewyczuwalna podczas pisania, chociaż na ogół piszę ze skuwką odłożoną na bok. Biorąc pod uwagę niebanalną urodę i przyjemność pisania, cena jak za pióro obdarzone stalową stalówką wydaje się być w porządku, chociaż pewnie daleki od klasycznego wygląd nie spodoba się każdemu.



