Velofahrer napisał(a):
1:20 fajna chorągiew, tylko szkoda że ze współczesnym godłem Polski (orzeł wg proj. Zygmunta Kamińskiego z 1927r.)...

traumeel napisał(a):
Velofahrer napisał(a):
1:20 fajna chorągiew, tylko szkoda że ze współczesnym godłem Polski (orzeł wg proj. Zygmunta Kamińskiego z 1927r.)...

Krótki trailer i poważna wpadka.
Ile ich będzie w całym filmie?
(...)
Dexter napisał(a):
Velofahrer napisał(a):
1:20 fajna chorągiew, tylko szkoda że ze współczesnym godłem Polski (orzeł wg proj. Zygmunta Kamińskiego z 1927r.)...

Na dodatek patrzy w lewo

FILMWEB.PL napisał(a):
Nawiązując do artykułu, który pojawił się na portalu gazeta.pl, dnia 2 października 2012, oraz licznych komentarzy i uwag użytkowników Internetu dotyczących godła Polski, które pojawiło się w trailerze filmu "Bitwa pod Wiedniem" chciałbym oświadczyć co następuje: moją decyzją na fladze niesionej przez husarię w filmie "Bitwa pod Wiedniem" widnieje współczesne godło Polski, którego wzór został wprowadzony 22 lutego 1990. Zabieg ten miał na celu pomóc zagranicznemu widzowi w skojarzeniu wojska Jana III Sobieskiego z Polską, do czego posłużył nam jej współczesny symbol. To samo dotyczy krzyża, który towarzyszy Markowi z Aviano przez cały film. Jest to krzyż Jana Pawła II, którego użycie w filmie ma znaczenie symboliczne dla mnie i dla reżysera filmu. Chcieliśmy w ten sposób złożyć hołd papieżowi, który dokonał beatyfikacji Marka z Aviano. Film obejrzeli przedstawiciele Kościoła i zwrócili uwagę na obecność tego krzyża jednak nie skrytykowali tego w żaden sposób.
Krzyż i flaga są pewnymi elementami, które nie są zgodne z prawdą historyczną jednak ich zastosowanie było celowe i miało na uwadze promocję Polski na świecie a nie zadowolenie historyków w kraju. Z tego samego powodu, nigdy nie mieliśmy wątpliwości, że husaria ma się pojawić w bitwie ze skrzydłami, nawet jeśli mija się to z faktami. To nie jest film, który ukaże się tylko w Polsce ale na całym świecie i został przygotowany dla widzów w różnych krajach, aby skojarzyli współczesną Polskę ze zwycięstwem i potęgą, a nie znali jedynie smutną stronę historii kraju, który został zniszczony podczas II wojny światowej.
Wracając do tematu flagi, jak słusznie zauważono orzeł patrzył w przeciwnym kierunku niż powinien. Za to oczywiście, jako polski producent filmu, czuję się odpowiedzialny i przepraszam wszystkich Polaków.
Alessandro Leone
I jeszcze:
FILMWEB.PL napisał(a):
W odpowiedzi na krytykę "Bitwy pod Wiedniem" producent filmu Alessandro Leone postanowił zabrać głos.
Oto treść jego oficjalnego oświadczenia:
Odnosząc się do wszystkich recenzji filmu "Bitwa pod Wiedniem", jako producent, dla dobra filmu i z szacunku do wszystkich osób, które nad nim pracowały, nie mogę nie odpowiedzieć publicznie.
Każdy film, od najmniejszego do największego, jest wynikiem długiej i ciężkiej pracy setek osób, które zapewne bardziej niż ja, jako producent, mogą się poczuć niesprawiedliwe dotknięte i poniżone przez przesadnią krytykę. Mam na myśli w szczególności polskich aktorów grających w filmie.
W ostatnich dniach prezentowane recenzje okazały się coraz bardziej agresywne. Nie przeczę, że film ma swoje wady. Zgadzam się z niektórymi technicznymi krytykami filmu, ale nie ze wszystkimi i przede wszystkim nie z tymi wyrażonymi w sposób chamski, arogancki i niezbyt merytoryczny. Staję w obronie polskich i zagranicznych aktorów, którzy w tym filmie pokazali wielki kunszt swojego warsztatu artystycznego i cieszę się że polscy aktorzy będą oglądani za granicą, ponieważ ich praca warta jest zaprezentowania.
Wydaje mi się, że taki stosunek mediów stanowi sygnał trudnej chwili dla Polski, która dzisiaj przeżywa nadal sprzeczności przejścia z komunizmu do kapitalizmu, i ta chwila zachęca dziennikarza pozbawionego pokory do poszukiwania własnego sukcesu, próbując stać się bohaterem spektaklu lub autorem najbardziej skandalicznego artykułu.
Drugim powodem ataków jest fakt, że niektóre polskie instytucje przyczyniły się do finansowania filmu. Atak nie jest skierowany tylko na film, ale także na Polski Instytut Filmowy i na KGHM, bo miały czelność wspierać film, w którym reżyser i producent nie są Polakami. To mnie bardzo zasmuca, bo decyzje PISFu i KGHMu były słuszne i dalekowzroczne. Całość finansowego zaangażowania KGHMu nie była zarządzana przez moją spółkę ale przez dystrybutora na kampanię promocyjną w Polsce i całość kwoty została wydana w Polsce. Na ulicach i w telewizji widzimy niesamowity rezultat tych działań.
Jeśli chodzi o 2 miliony złotych finansowanych przez PISF, to 80% tych pieniędzy zostało wydane w Polsce. Chciałbym podkreślić, że inwestycja PISF stanowi 4,5% budżetu filmu. Pomimo małego procentu udziału w budżecie, inwestycja PISFu była istotnym i niezbędnym warunkiem do tego aby Polska miała w filmie swoich aktorów. Jest to atak instrumentalny i niesprawiedliwy, przede wszystkim ponieważ prawdopodobieństwo, że ten film zwróci do PISFu dotacje dzięki dystrybucji, jest dużo większe niż w przypadku innych produktów przez niego finansowanych.
Moim celem była promocja Polski jako kraju silnego, nowoczesnego, pozytywnego i nie ciągle zatrzymanego na wizerunku ofiary drugiej wojny światowej. Moje pytanie brzmi: czy Polacy muszą być reprezentowani tylko przez filmy, gdzie pokazuje się Polskę biedy, problemów alkoholowych, dramatów rodzinnych? Ja się z tym nie zgadzam… Winny jestem to Polsce, która tak wiele mi dała.
W ostatnich miesiącach czytaliśmy i słyszeliśmy bardzo wiele o Janie Sobieskim. Jestem dumny z tego, że film pozwolił Polakom wspomnieć ich zwycięskiego bohatera i dyskutować o jego Zwycięstwie i o jego filmowym przedstawieniu, zapominając na jakiś czas o wszystkich innych klęskach. Film będzie wyświetlony jutro w Polsce na rekordowej ilości ekranów, został wypromowany w sposób profesjonalny i na szeroką skalę. Zagranicą został zakupiony przez 50 krajów. We Włoszech będzie pokazany w dwóch odcinkach w telewizji RAI1 w prime time. We wszystkich innych krajach świata ludzie zobaczą, że Polska była wielką potęgą, która była w stanie zmienić historię Europy, że dysponowała wspaniałą kawalerią i ludźmi gotowymi do poświęceń. Film opowiada o tym w sposób bajkowy, ale pewnie tak jest lepiej, nie każdy naród uwielbia tragedie i klęski. I jeśli większość polskich widzów to będą dzieci, jak niektórzy mówią, będę na pewno bardzo z tego powodu szczęśliwy. Może przynajmniej oni nie będą dorastać z kompleksem klęsk, ale będą się bawić z żołnierzykami Husarii i w karnawale będą się przebierać za Sobieskiego, Kątskiego i Marysieńkę.
I jeszcze ostatnia rzecz. Film zaczyna się zdaniem, że jeśli dzisiaj żyjemy w wolnej Europie zawdzięczamy to włoskiemu zakonnikowi i polskiemu królowi. Może film jest kiepski, nie spodoba się i widz wyjdzie po 10. minutach z sali, lub wyłączy telewizor, ale tę małą informację otrzyma i to według mnie jest bezcenna wartość.
Alessandro Leone
A to jedna z recenzji widzów broniąca filmu (nieliczna):
Cytuj:
A ja Ci odpowiem szczerze, zanim się wypowiem w osobnym poście. Moim zdaniem warty zobaczenia, z tym, że nie jest to film ani propolski, ani batalistyczny, a już na pewno nie jest, jak to określił Filmweb "dramat historyczny". Jest to bardzo filozoficzna, ciekawie pomyślana baśń, po prostu. Trochę w konwencji "Baśni z tysiąca i jednej nocy", jest niewiarygodnie barwny, chwilami wręcz przypomina "Opowieści z Narnii", przesiąknięty myśleniem magicznym i symboliką. Ja osobiście kocham taką konwencję i byłam zaskoczona, że ktoś miał odwagę zrobić taką filozoficzną powiastkę na motywach historii, ale jeśli ktoś preferuje poważne kino historyczne, bardziej "na serio", to będzie krytykował wszystko. Fakt, efekty są takie no... typowe dla kina włoskiego, czyli NIE HOLLYWOODZKIE. Rola króla Sobieskiego w całości jest epizodyczna, to nie jest film o nas, głównymi bohaterami jest Kara Mustafa i Marco z Aviano. ALE, czy to znaczy, że jest zły? No cóż. Mnie się spodobał, bo złamał bufonowatą konwencję filmów a'la Hoffmann (którego też kocham, ale inną częścią serducha). Świetnie się go ogląda przez pryzmat wyglądu dzisiejszej Europy, bo przemyca chwilami sprytne aluzje... więcej Ci nie powiem, może się zdecydujesz obejrzeć. Jeżeli tak, to po prostu włącz w sobie wewnętrzne dziecko i wybierz się na kolorową baśń, a nie na dramat historyczny.
Wobec powyższych do kina się nie wybieram. Winszuję wszystkim nauczycielom i uczniom którzy w najbliższych tygodniach będą ganiać na ten film oczekując Hoffmanowskiego rozmachu. W takim układzie już wolę nasze bogoojczyźniane ujęcia tego typu tematów.